powrót 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19
więcej
Rozdział 16.
12 sierpnia 2015 o
   Ashton niewiele rozumiał z tego, co właśnie działo się w jego domu. Stał oniemiały z boku i przypatrywał się, jak Ibbie wtula się ufnie w bok jakiegoś mężczyzny. Dopiero po chwili dotarło do niego, że musiał być jej ojcem. Uświadamiając sobie ten fakt chwycił się za głowę i odetchnął głęboko. Nie tak wyobrażał sobie pierwsze spotkanie z tatą Ibbie. Przecież kilka minut temu obściskiwał się z dziewczyną na kuchennym blacie. Fakt, że jego mama mogła ich nakryć był niczym w porównaniu do tego, iż ojciec Ibbie mógłby być świadkiem tej uroczej scenki, jaka miała miejsce w kuchni. Łapiąc oddech, którego zaczynało mu niemiłosiernie brakować oparł się plecami o ścianę. 

-Nie mówiłeś, że wracasz, Dominic - usłyszał stwierdzenie swojej matki, która przysiadła na stole i wpatrywała się w uśmiechem w swojego przyjaciela. - Wy mężczyźni, macie jakąś tendencję do niezapowiedzianych powrotów - spojrzała na syna, który w tym momencie był blady, jak ściana. 

   Zanim Ashton zdążył uciec, gdzie pieprz roście, a przynajmniej wyjść z tego pomieszczenia, Anne obdarowała go bardzo uważnym spojrzeniem. 

-Dominic, poznaj mojego syna. To Ashton - powiedziała, przez co chłopak stał się centrum uwagi. Spojrzał błagalnie na Ibbie, która z triumfalnym uśmiechem wyczekiwała jego reakcji. 

   Jeszcze chwilę temu to ona panikowała, ponieważ Anne o mały włos nie nakryła ich w dwuznacznej sytuacji. Teraz role odwróciły się, a Ashton musiał stawić czoła jej ojcu. Chodziło tylko o zwykłe przywitanie się i zapoznanie z przyjacielem jego matki. Ashton jednak wyglądał, jakby zobaczył ducha. W końcu jednak wyciągnął w jego stronę drżącą dłoń przedstawiając się. 

-Ashton - niemal pisnął, a Ibbie musiała mocno zagryźć wargę, aby nie wybuchnąć śmiechem. Tak, to zdecydowanie zwróciłoby niepotrzebną uwagę ich rodziców na i tak dziwne zachowanie ich dzieci. - Pójdę się ubrać - oznajmił słabo spoglądając na swoją rodzicielkę, a ona skinęła głową.

-Może napijesz się kawy? Masz ochotę coś zjeść? Pewnie jesteś zmęczony - wymieniała Anne podchodząc do torby z zakupami. 

-Potrzebuję kawy. Nie spałem całą noc - przyznał siadając przy stole. - Ibbie nie sprawiała problemów? - zapytał spoglądając na córkę, chociaż oczekiwał odpowiedzi od właścicielki domu. Dziewczyna zaprzeczyła głową wyciągając z toreb zakupy. 

-Nie, Ibbie była kochana, przez cały ten czas - zapewniła Anne podchodząc do dziewczyny i obejmując ją ramieniem. 

-Cieszy mnie to. Mam nadzieję, że już więcej nie będziesz musiała mieszkać poza swoim domem - powiedział podpierając twarz na dłoni. 

-Tak? - zapytała Ibbie - Obiecujesz? - spojrzała znacząco na ojca.

-Mam dobre wieści - zaczął uśmiechając się szeroko. - Zakończyłem ten projekt i od dzisiaj biorę mniej zleceń. Co prawda będę nadal musiał pracować, ale nie ruszę się z Sydney ani na jeden dzień. 

-Naprawdę? - zapytała zdziwiona Anne, a Ibbie podskoczyła ze szczęścia i podbiegła do ojca obejmując go za szyję. 

-Jeżeli złamiesz słowo, nie odezwę się do ciebie...

-Nawet nie kończ - poprosił uśmiechając się do córki. - Co ze studiami? - wypalił nagle, a Ibbie spojrzała na niego. 

-Porozmawiamy o tym w domu - powiedziała, a Dominic wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Anne. 

-W takim razie idź się spakować, a ja wleję w siebie trochę kofeiny. 

   Ibbie od razu posłuchała ojca i opuściła kuchnię. Biegiem ruszyła na piętro przemierzając co dwa stopnie odległość. Wpadła do pokoju z uśmiechem na ustach, a gdy tylko zauważyła w środku Ashtona zaśmiała się głośno. 

   Podeszła powoli w jego stronę, dysząc ciężko po biegu. Usiadła na jego kolanach, a on spojrzał na nią urażony i nieco zmieszany. Objął ją w pasie i spojrzał przed siebie. 

-Ale się wystraszyłem - przyznał w końcu po chwili milczenia. 

-Szkoda, że nie zrobiłam ci zdjęcia - klasnęła w dłonie szczerząc się w jego stronę. - Twoja mina była bezcenna. Aż dziwne, że rodzice nie połapali się, że coś jest z tobą nie tak. 

-Nie co dzień poznaje się twojego ojca - mruknął wtulając się w zagłębienie jej szyi. 

-Na szczęście macie to już za sobą - pocieszyła go, gładząc dłonią jego miękkie włosy. - Teraz wiesz, dlaczego nie chciałam, żeby twoja mama wiedziała, co dzieje się między nami. 

-To jeszcze nic, ale rozumiem cię doskonale - powiedział podnosząc głowę i składając krótki pocałunek na ustach Ibbie. 

-W końcu zwalniam ci pokój - zauważyła sunąc palcem po jego szorstkim policzku. 

-Chcę żebyś tu została - mruknął niewyraźnie, ponownie wtulając się w dziewczynę. 

   Ibbie nic nie odpowiedziała. Objęła go jedynie ramionami i pocałowała w głowę. Poczuła, jak Ashton zaczął kołysać ją lekko do przodu i do tyłu, więc przymknęła oczy rozkoszując się kolejną chwilą ich bliskości. Czułość Ashtona sprawiała, że Ibbie nie chciała rozstawać się z nim ani na moment. Powoli uzależniała się od jego dotyku, słów i samej obecności. Przez ponad dwa tygodnie czas spędzany pod jednym dachem sprawił, że niesamowicie zbliżyli się do siebie. Teraz ich życie miało wyglądać nieco inaczej. Pomimo tego, iż oboje zaczęli się przyzwyczajać do takiego stanu rzeczy, wiedzieli, że kiedyś to się zmieni. Ibbie polubiła rodzinę Irwin, a rodzina Irwin polubiła Ibbie. Z tym, że Ashton i ona polubili się za bardzo. 


*** 

   Zmartwiony i zamyślony wyraz twarzy Ashtona sprawił, że Anne przerwała robienie sałatki i przysiadła obok syna. Chłopak od dłuższej chwili pochylał się z przyciśniętym do stołu policzkiem. Wpatrywał się tempo w nieokreślony punkt i rozmyślał. Ibbie wczoraj wyprowadziła się, wracając do swojego domu. W mieszkaniu zrobiło się nagle niesamowicie pusto bez dziewczyny. Nie ucieszył go nawet fakt, że odzyskał w końcu swój pokój i wytęsknione łóżko. Kolejnym jego zmartwieniem była praca. Potrzebował więcej pieniędzy, a pani Elena nie była w stanie zapewnić mu większej ilości godzin w restauracji, a co najistotniejsze - wyższej płacy. 

   Jeep Ashtona był na ostatnich kółkach. Z ledwością można było się nim poruszać. Jego bak pochłaniał kolejne litry paliwa, które niezbyt cudownym przypadkiem ulatniały się następnego dnia. W dodatku zbliżały się urodziny chłopaka, które co roku hucznie świętował z przyjaciółmi. Teraz po prostu nie było go na to stać. Chłopak zaczynał się dusić tym wszystkim i nie miał kompletnie pojęcia, jak poradzić sobie w obecnej sytuacji. 

-Co się dzieje? - zapytała kobieta przeczesując palcami włosy syna. Ashton spojrzał na swoją rodzicielkę i wzdychając wyprostował się. 

-Nic nie idzie po mojej myśli - wyznał chowając twarz w dłoniach. - W pracy nie jest za ciekawie, nie starcza mi nawet na paliwo, mam mały dług u Clifforda, dziewczyna, w której jestem zakochany ma teraz własne życie i nie chcę siedzieć ci na głowie - wymienił na jednym wydechu. 

-Ash - zaczęła, a on na dźwięk swojego zdrobnienia, od razu pomyślał o Ibbie. - Jesteś jeszcze młody. Zobaczysz, że przyjdzie czas na dobrze płatną pracę, nowy samochód, żonę i może nawet własny dom. Ja w całym swoim życiu robiłam wszystko, abyś miał się jak najlepiej. Było ciężko, sam dobrze o tym wiesz, ale właśnie o to chodzi. Życie jest ciężkie, a my musimy wiedzieć, jak przez nie iść, aby nie zwariować. Nie pozwól sobie, abyś ty sam był największą przeszkodą do swojego szczęścia i osiągnięcia wymarzonych celów. Weź oddech i zacznij od małych kroczków. Na początek rozejrzyj się za nową pracą. 

-To nie jest takie proste. Poza tym pani Elena mnie potrzebuje - wyjaśnił.

-Tylko to pani Elena ma z tego większe korzyści. Widziałam, jakim jeździ samochodem - spojrzała na niego znacząco. - Na prawdę nie obraź się, ale ta kobieta może znaleźć na twoje miejsce każdego innego pracownika. 

-Dzięki mamo za wsparcie - założył ręce na piersi spoglądając w bok nieco urażony słowami rodzicielki. 

-Próbuję powiedzieć ci, że możesz pójść dalej, zrobić mały krok do przodu. Rzucić pracę i znajdź inną. Zobaczysz, że los uśmiechnie się do ciebie szybciej, niż ci się wydaje. Jesteś tego wart, kochanie.

-Wiesz, dlaczego wyjechałem? - zapytał po dłuższej chwili milczenia. 

   Ashton długo bił się z własnymi myślami, aby wyznać mamie, co tak naprawdę było powodem opuszczenia rodzinnego domu. Nie chciał jej ranić, chociaż tylko przy niej mógł w końcu zrzucić ten ciężar, który zalegał na jego sercu od kilkunastu lat. 

-Chciałem zobaczyć tatę - powiedział cicho nie będąc w stanie spojrzeć mamie w oczy. - Kiedy byłem młodszy, wyobrażałem sobie, że on pewnego dnia wróci do domu, do nas i będziemy razem szczęśliwi. Chciałem, żeby nam pomógł, żebyś ty nie musiała tyle pracować. Potrzebowałem go każdego dnia tak bardzo. Kiedy dorosłem nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Myśl o ojcu była wtedy jak impuls, który sprawił, że wyjechałem. Chciałem tylko jednej rozmowy mając nadzieję, że da mi kolejną szansę. Że da szansę nam, swojej rodzinie. A on nawet nie chciał się ze mną spotkać - zaśmiał się słabo powstrzymując cisnące się do jego oczu łzy.

   Wspomnienia z pobytu w Los Angeles wróciły. Uczucia, jakie targały wtedy chłopakiem były przerażające. Nadzieja, złość, nienawiść, niezrozumienie, zawód, ogromny smutek, uczucie przegrania - to wszystko kumulowało się w nim i dopiero teraz znalazło swoje ujście. Po niespełna dwóch latach chłopak pozbył się tego wszystkiego, co zalegało w jego duszy i sercu. 

   Odważył się spojrzeć mamie w oczy. Kobieta spoglądała na niego uważnie, a w jej oczach malowała się troska. Taka właśnie była. Nieugięta, niezależna, twardo stąpająca po ziemi. Ashton nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział, aby płakała. Życie nauczyło ją, jak radzić sobie z trudnościami. Zrozumiała, że wypłakiwanie się w poduszkę po odejściu męża nic nie da. Wzięła sprawy w swoje ręce. Kupiła mniejsze mieszkanie, którego opłaty były możliwe do spłacania. Poświęciła się całkowicie dla Ashtona inwestując w niego każdy zarobiony pieniądz. Nie miała łatwo w życiu, a na każdym kroku musiała udowadniać, że sobie radzi. I radziła, ponieważ miała dla kogo żyć. 

-Kocham cię, Ashton - powiedziała obejmując syna. - On nie zasługiwał na tak cudowne dziecko, jakim jesteś, a ja jestem najszczęśliwszą matką na całym świcie. Nigdy, przenigdy nie myśl, że jesteś dla mnie ciężarem, że przy najbliższej okazji powinieneś odejść, "bo siedzisz mi na głowie" - zacytowała jego słowa, przez co chłopak zaśmiał się wtulając mocniej w matczyne ramiona. - Ten dom jest, był i zawsze będzie dla ciebie, a ja będę tutaj, kiedy będziesz miał problem, kiedy będziesz chciał porozmawiać, kiedy będziesz potrzebował porady. Nigdy cię nie odrzuciłam i nigdy tego nie zrobię, bo jesteś wszystkim w moim życiu. 

-Ja ciebie też kocham, mamo - powiedział nie mogąc powstrzymać już łez. Płakał cicho kołysany w ramionach Anne, która gładziła jego włosy, plecy i ramiona w opiekuńczym geście. Nie był pewny, czy wiedziała o tym, że rozkleił się jak małe dziecko. Nie dbał o to. Potrzebował jej wsparcia i właśnie je otrzymał.

-A teraz idź się ładnie ubrać. Będziemy mieć wieczorem gości - oznajmiła podchodząc do lodówki. Ashton dostrzegł jej zmartwiony wyraz twarzy, jednak ona od raz odwróciła się w jego stronę z szerokim uśmiechem, co kolejny raz podniosło go na duchu. Otarł szybko mokrą twarz i spojrzał na nią zdziwiony.

-Jakich gości? 

-Niespodzianka - powiedziała puszczając mu oczko. 



*


Ash, chłopaki nie płaczą, za to autorki tak. Przyznam, że pisząc ten rozdział miałam łzy w oczach. Ich życie było niesprawiedliwe, ale te zmiany to jeszcze nie koniec, bo przecież nic nie pozostaje takie samo. Wkrótce przekonacie się, o czym piszę. 




2 komentarze:

  1. Świetny rozdział,
    dopiero odkryłam tego bloga, ale bardzo mi się podoba.
    Świetnie piszesz
    Czekam na nexta ;-)

    OdpowiedzUsuń