Noc spędzona na twardej sofie zdecydowanie nie należała do najprzyjemniejszych w jego dotychczasowym życiu. Wpatrując się w biały sufit zastanawiał się nad wydarzeniem minionej nocy. Nigdy nie przypuszczałby, że niezapowiedziany powrót do domu po dwóch latach nieobecności przyniesie nie tylko jego mamie niespodziankę. Przywołując w pamięci obraz nieznajomej dziewczyny pokręcił głową. Nagle do jego umysłu zaczęły napływać pytania. Kim była? Co robiła w jego domu? Jak się tutaj znalazła? Jak ma na imię? Czy jego mama darzy ją wystarczającym zaufaniem, aby oferować jej dach nad głową? I właściwie, gdzie jego rodzicielka się podziewa? Przecież kobieta była rannym ptaszkiem i już od co najmniej godziny powinna krzątać się po kuchni wymyślając sobie coraz to nowsze zajęcia, bo według niej w domu zawsze znajdzie się coś do zrobienia, pomimo tego, iż wszystko zostało już zrobione. Westchnął ciężko, kiedy usłyszał kroki na drewnianych schodach. Ostatni stopień wydał z siebie charakterystyczny dźwięk, a on uśmiechnął się mimowolnie. Ten szczegół nie zmienił się od jego wyjazdu. Zawsze musiał pamiętać, że gdy wracał późno w nocy do domu, stopień ten należało ominąć, ponieważ jego mama od razu usłyszałaby, że wrócił o późnej porze. Za uchylonymi drzwiami dzielącymi kuchnię i salon ujrzał swoją mamę. Jej rozczochrane, pokręcone włosy wskazywały na coś więcej niż tylko nieład. Uśmiechnął się i najciszej, jak potrafił wszedł do pomieszczenia. Stanął za plecami kobiety i chwycił ją za ramiona, na co od razu krzyknęła odwracając się w jego stronę. Spojrzała na syna z przerażeniem, które szybko zniknęło ustępując miejsca zaskoczeniu. Chłopak rozłożył ręce czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony.
- Ashton? – Wydukała w końcu cofając głowę do tyłu, jakby widok syna był tylko jej urojeniem.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i zauważył, że jego mama nic się nie zmieniła, kiedy to ostatni raz ją widział. Oczywiście przez ostatnie dwa lata często do siebie dzwonili, jednak dopiero teraz mogli zobaczyć się po tak długim czasie. Jej ciemne blond włosy układały się we wszystkich możliwych kierunkach wskazując na to, iż dopiero wstała z łóżka. Zaspane spojrzenie zielonych oczu, oprawione długimi rzęsami ilustrowało jego twarz, z której wynikało, że kobieta ciągle nie dowierza na widok syna. Bez zastanowienia pochylił się w jej stronę i przygarnął ją do siebie ramionami, tuląc w mocnym uścisku. Kiedy poczuł, jak po chwili kobieta złączyła swoje ręce za jego plecami westchnął układając głowę na jej ramieniu. Był zdecydowanie wyższy od swojej rodzicielki, a ona sama przecież do niskich kobiet nie należała. Po trwającym krótko, lecz mocno, uścisku ponownie spojrzeli na siebie.
- Cześć mamo – przywitał się z uśmiechem będąc trochę speszony jej zdezorientowaniem.
- No to mi zrobiłeś niespodziankę – mruknęła popychając go lekko w ramię, na co skrzywił się teatralnie. – Dlaczego nie zadzwoniłeś, że wracasz?
- Muszę się zapowiadać, aby wejść do własnego domu? – Zapytał opadając na jedno z krzeseł dostawionych do niewielkiego stołu kuchennego.
- Nie, jasne, że nie – zaśmiała się. – Po prostu przygotowałabym się na twój przyjazd – zaczęła nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu, co nie uszło jego uwadze. Ściągnął brwi i założył ręce na piersi. – Musze ci o czymś powiedzieć – odrzekła w końcu marszcząc nos.
- Zapewne o tej brunetce, którą widziałem tutaj wczoraj w nocy – pokiwał głową zastanawiając się.
Kobieta od razu przeniosła na niego swoje zdziwione spojrzenie. Oparła się o szafkę kuchenną i ułożyła podbródek na pięści. Wyglądała niczym nastolatka, która nabroiła i nie wiedziała, od czego zacząć swoje tłumaczenie.
- Widzisz, to jest córka mojego znajomego, który musiał wyjechać na kilka tygodni w celach służbowych. Dziewczyna nie mogła zostać sama w domu, więc zaoferowałam im swoją pomoc. Gdybyś uprzedził mnie, że wracasz, inaczej bym to rozwiązała. Oczywiście bardzo się cieszę, że wróciłeś – dodała szybko.
- Nasz dom nie jest jakoś wielce duży – zauważył. – Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że ta dziewczyna mieszka w moim pokoju?
- Tak jakby? – skrzywiła się nieco, a ton jej głosu zabrzmiał bardziej jak pytanie niż odpowiedź.
- Mamo! – powiedział z wyrzutem.
- Spokojnie, jakoś się ogarniemy – zapewniła. – Poza tym, Ibbie nie sprawia żadnych problemów.
- Ibbie – powtórzył i w tym samym momencie dziewczyna pojawiła się w kuchni.
Zatrzymała się w progu spoglądając najpierw na Anne, po czym przeniosła swój wzrok na Ashtona, który rozłożył się wygodniej na swoim krześle podpierając ramieniem o oparcie krzesła. Zmierzył bezczelnym wzrokiem jej sylwetkę od góry do dołu, na co dziewczyna wyraźnie speszyła się. Jej ciemne włosy opadały po obu stronach ramion, a drobne dłonie chwyciły skrawki białej koszuli ciągnąc ją nieco w dół. O dziwo dziewczyna miała swoje ubrania, co zauważył unosząc znacząco brew. Krótkie szorty odsłaniały jej nogi, a na stopach miała czarne buty do kostek. Widocznie szykowała się do wyjścia. Do umysłu chłopaka napłynęła myśl, że która nastolatka jest gotowa do wyjścia w tak wczesny, sobotni poranek?
- Dzień dobry – przywitała się grzecznie chwytając czarny pasek niewielkiej torebki przewieszonej przez ramię.
- Dzień dobry. Jak się spało? – Zapytał Ashton kładąc ręce na blacie stołu.
- Dobrze.
- Zanim wyjdziesz, zjedzmy razem śniadanie – uprzedziła Anne wyciągając z szafki dżem i nutellę w szklanych słoiczkach.
Ibbie zawiesiła na oparciu krzesła swoją torebkę i zabrała się za pomoc w przygotowywaniu posiłku. Szatyn siedział na swoim miejscu obserwując poczynania obu pań, które wymijały się i co chwile zapełniały stół. Jego uwaga najbardziej skupiała się na dziewczynie, która dzisiaj wydawała się całkiem inną osobą niż wczoraj. Była nieco spięta, o czym świadczyło zbyt energiczne stawianie talerzy na stole. Co chwila zaczesywała włosy do tyłu głowy, aby nie przeszkadzały jej w wykonywanych czynnościach. Starała się unikać kontaktu wzrokowego z chłopakiem i nieco go to bawiło. Kiedy obie zasiadły do stołu, potarł swoje dłonie i zaczął nakładać na swój talerz śniadanie. Kątem oka obserwował, jak dziewczyna chwyta między zęby kawałek pieczywa i w szybkim tempie pochłania swoje dwie kanapki. Podziękowawszy za posiłek odniosła do zlewu swój talerz i żegnając się wyszła na zewnątrz budynku.
- To było chyba najszybsze śniadanie, jakie w życiu widziałem – mruknął do siebie przeżuwając posiłek.
Anne wzruszyła jedynie ramionami i w ciszy dokończyli śniadanie.
- Co zamierzasz dzisiaj robić? – Usłyszał i zastanowił się przez chwilę.
Zdecydowanie chciał zobaczyć, jak miasto zmieniło się po tych dwóch latach jego nieobecności. Dzisiejszy poranek zwiastował naprawdę ciepły dzień i aż szkoda byłoby marnować taką okazję i zostać w domu. Poza tym chciał zobaczyć się ze swoimi starymi znajomymi, z którymi całkowicie zerwał kontakt i nie był pewien, czy dalej są w mieście, czy może już się wyprowadzili. Życie w Los Angeles było całkiem inne niż tutaj. To właśnie dlatego postanowił wyjechać, zaraz po osiągnięciu pełnoletności. Początkowo jego mama nie wyrażała zadowolenia z tego pomysłu. Kto odważyłby się wysłać swoje dziecko za ocean, do całkiem obcego kraju i kontynentu? Pomimo tego, iż wtedy miała rację i tak nie mogła nic zrobić, ponieważ jej syn podjął decyzję i chciał zwiedzić trochę świata. Wtedy tłumaczyła sobie, że chłopak musi się najzwyczajniej w świecie wyszaleć i chociaż na trochę wyrwać się z rodzinnego miasta. Ta chwila trwała niespełna dwa lata i dopiero teraz dotarło do kobiety, jak bardzo cieszy się, że już się skończyła. W głębi duszy miała nadzieję, że chłopak zostanie na dłużej w domu. On najwyraźniej też miał takie plany. Tym bardziej, że życie na własną rękę z czasem stało się męczące i przestało mu sprawiać taką radość, jak na początku.
- Zobaczę, co się dzieje na mieście.
- To dobry pomysł. Spotkałam się ostatnio z mamą Caluma, która oznajmiła, że chłopaki organizują imprezę, z okazji zakończenia roku szkolnego.
- No tak, on kończy teraz szkołę.
Przypomniało mu się, kiedy to trzy lata temu poznał chłopaka, który w szybkim czasie stał się jego najlepszym przyjacielem. Pomimo różnicy wieku dobrze się ze sobą dogadywali i lubili spędzać wspólnie czas. Ciekawiło go, jak potoczyły się jego losy i czy w ogóle chciałby spotkać się z byłym przyjacielem. Z perspektywy czasu, wyjazd Ashtona zaczął wydawać się jemu samemu bardzo egoistycznym czynem. Zostawił tutaj swojego największego przyjaciela i wyjechał spełniając swoje górnolotne marzenia.
- Zadzwoń do niego – zaproponowała Anne i dokończyła sprzątanie naczyń.
Przeglądała zdjęcia w swoim aparacie, czekając, aż jej przyjaciółka złoży zamówienie w swojej ulubionej kawiarence. Słońce oblewało jej twarz ciepłymi promieniami, więc na chwilę odwróciła wzrok od wyświetlacza i przymknęła oczy i unosząc głowę. Szkoła zakończyła się nieoficjalnie, a do rozdania świadectw został niespełna tydzień. Ze smutkiem pomyślała, że jedno z największych wydarzeń w jej życiu, nie będzie mogła obchodzić wraz z ojcem. Jej tata był ciągle zapracowany. Często wyjeżdżał w podróże służbowe po całym kraju lub pracował do późna w nocy. Teraz, po raz pierwszy wyjechał na tak długo, ponieważ trzy tygodnie poza domem to zdecydowanie za dużo nie tylko dla Ibbie, ale również dla jej taty. Dziewczyna wiedziała jednak, że chce on jej zapewnić dostateczny standard życia i aby jego jedynej córce nigdy niczego nie brakowało. Jej mama zmarła zaraz po porodzie. Czasami dziewczyna nienawidziła samej siebie, ponieważ gdzieś w podświadomości ukryta była myśl, że to przez nią, kobieta odeszła z tego świata. Nigdy nikomu nie zwierzała się ze swoich tajemnic. Nawet jej najlepsza przyjaciółka wiedziała, że sprawy związane z jej mamą były tematem tabu. Dzień urodzin dziewczyny był dla większości tajemnicą. Po prostu nie umiała go obchodzić, a tym bardziej świętować wiedząc, że jej rodzicielka zmarła w tym samym dniu. Pomimo, iż jej nie znała, czuła, że wiązała je jakaś wieź, która nie pozwalała dziewczynie, ani na moment o niej zapominać.
- Jestem! – Usłyszała nagle głos swojej przyjaciółki nad sobą i podniosła się z wcześniej zajmowanego przez siebie miejsca. - Proszę, dla ciebie pyszna muffinka i gorąca czekolada.
- Dzięki. Rano nie miałam z bardzo możliwości najedzenia się – przyznała odrywając kawałek słodkiej babeczki.
- Żartujesz? Byłaś u mnie zdecydowanie za wcześnie.
Sophie spojrzała na przyjaciółkę badawczym wzrokiem. Uniosła nawet do góry swoje okulary przeciwsłoneczne, aby lepiej przyjrzeć się jej twarzy. Dziewczyna od razu spuściła wzrok zakłopotana.
- Chodzi o panią Irwin? Jest dla ciebie niemiła?
- Nie, nie! – Zaprzeczyła szybko. – Jest w porządku. Bardzo ją lubię, ale tutaj nie chodzi o nią.
- Więc? – Zobaczyła uniesioną lekko brew przyjaciółki i wiedziała już, że dziewczyna na pewno nie odpuści jej złożenia wyjaśnień.
- Po prostu wczoraj przyjechał syn pani Anne. Trochę mi teraz niezręcznie, bo zajęłam jego pokój i w ogóle będę mieszkać przez najbliższe dwa tygodnie z obcą kobietą i całkowicie nieznajomym chłopakiem.
- Czy ten nieznajomy chłopak nie jest kompletnym powodem twojego roztargnienia? – Uniosła znacząco brwi uśmiechając się diabelnie.
- Nie – przeciągnęła swoją wypowiedź. – Nie chcę być dla nikogo ciężarem i byłoby naprawdę dobrze, gdyby tato już wrócił.
- Czyli to o to chodzi – uniosła głowę rozumiejąc już sytuację. – Tęsknisz za nim.
- Trochę – przyznała uśmiechając się nerwowo. – Czuję się mało bezpiecznie.
- Co? Ty czujesz się mało bezpiecznie? – zakpiła – Będziesz tylko mieszkać przez jakiś czas z synem swojej opiekunki. Przecież nie rzuci się na ciebie w nocy, kiedy nikt nie będzie was kontrolować.
- To wcale nie jest śmieszne – odepchnęła ją lekko od siebie.
- To dlaczego widzę ten majaczący na twoich ustach półuśmiech, który oznacza, że ten chłopak najwyraźniej zakrząta teraz twoje myśli swoją osobą. O mój Boże! – krzyknęła zatrzymując się. – Ty myślisz o tym, że teoretycznie mógłby się na ciebie rzucić!
- Przestań, to już nie jest zabawne – zarzuciła jej momentalnie poważniejąc.
- Ładny jest chociaż?
- Nie wiem.
Sophie nie musiała nawet patrzeć na przyjaciółkę, bo wiedzieć, że dziewczyna uśmiecha się.
- To dokąd idziemy? – Zapytała po chwili ciszy.
- Calum, mój znajomy, organizuje dzisiaj imprezę. Zobaczymy, czy nie potrzebuje pomocy.
Przyjaciółka Ibbie jest znana ze swojego bogatego życia towarzyskiego. Sophie jest zdecydowanie bardziej otwarta na relacje w innymi i dużo łatwiej poznaje ludzi. Nic dziwnego, bo dziewczyna jest naprawdę fajną i pozytywną osobą, która jeśli trzeba potrafi obiektywnie ocenić daną sytuację. Co więcej szczerość to jej drugie imię, lecz stara się nigdy nie urazić nikogo swoim zdaniem.
- To nie jest takie trochę wpraszanie się?
- Och przestań. Dostęp ma każdy tegoroczny absolwent, w tym i my.
Zakończenie szkoły dla jednych jest powodem do szczęścia i radości. Czas nauki kończy się bezpowrotnie! Nigdy więcej testów, nerwowych odpytywać, codziennego widoku nielubianych nauczycieli. To sprawia, że każdy uczeń uśmiecha się od ucha do ucha, a jego dni stają się coraz lepsze, ponieważ zbliża się beztroska wolność i dorosłość. Niestety nie dla wszystkich to ważne wydarzenie jest takie optymistyczne. Ibbie dostrzega w nim drugie dno. Wraz z zakończeniem szkoły przeminie czas codziennych spotkań z przyjaciółmi. Każdy uda się w swoją stronę, zacznie nowe życie.. swoje życie. Kilka relacji zatrze się, a co gorsza nawet i rozpadnie. To oczywiście jest nieuniknione. Poza tym dziewczynę przeraża dorosłość. Stojąc teraz przed otwartymi drzwiami na świat, nie ma bladego pojęcia, co chce ze swoim życiem zrobić i jak go w tym świecie prowadzić.
- Dobra, jak uważasz – zgodziła się w końcu, machając jedynie ręką.
- Ashton? – Wydukała w końcu cofając głowę do tyłu, jakby widok syna był tylko jej urojeniem.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i zauważył, że jego mama nic się nie zmieniła, kiedy to ostatni raz ją widział. Oczywiście przez ostatnie dwa lata często do siebie dzwonili, jednak dopiero teraz mogli zobaczyć się po tak długim czasie. Jej ciemne blond włosy układały się we wszystkich możliwych kierunkach wskazując na to, iż dopiero wstała z łóżka. Zaspane spojrzenie zielonych oczu, oprawione długimi rzęsami ilustrowało jego twarz, z której wynikało, że kobieta ciągle nie dowierza na widok syna. Bez zastanowienia pochylił się w jej stronę i przygarnął ją do siebie ramionami, tuląc w mocnym uścisku. Kiedy poczuł, jak po chwili kobieta złączyła swoje ręce za jego plecami westchnął układając głowę na jej ramieniu. Był zdecydowanie wyższy od swojej rodzicielki, a ona sama przecież do niskich kobiet nie należała. Po trwającym krótko, lecz mocno, uścisku ponownie spojrzeli na siebie.
- Cześć mamo – przywitał się z uśmiechem będąc trochę speszony jej zdezorientowaniem.
- No to mi zrobiłeś niespodziankę – mruknęła popychając go lekko w ramię, na co skrzywił się teatralnie. – Dlaczego nie zadzwoniłeś, że wracasz?
- Muszę się zapowiadać, aby wejść do własnego domu? – Zapytał opadając na jedno z krzeseł dostawionych do niewielkiego stołu kuchennego.
- Nie, jasne, że nie – zaśmiała się. – Po prostu przygotowałabym się na twój przyjazd – zaczęła nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu, co nie uszło jego uwadze. Ściągnął brwi i założył ręce na piersi. – Musze ci o czymś powiedzieć – odrzekła w końcu marszcząc nos.
- Zapewne o tej brunetce, którą widziałem tutaj wczoraj w nocy – pokiwał głową zastanawiając się.
Kobieta od razu przeniosła na niego swoje zdziwione spojrzenie. Oparła się o szafkę kuchenną i ułożyła podbródek na pięści. Wyglądała niczym nastolatka, która nabroiła i nie wiedziała, od czego zacząć swoje tłumaczenie.
- Widzisz, to jest córka mojego znajomego, który musiał wyjechać na kilka tygodni w celach służbowych. Dziewczyna nie mogła zostać sama w domu, więc zaoferowałam im swoją pomoc. Gdybyś uprzedził mnie, że wracasz, inaczej bym to rozwiązała. Oczywiście bardzo się cieszę, że wróciłeś – dodała szybko.
- Nasz dom nie jest jakoś wielce duży – zauważył. – Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że ta dziewczyna mieszka w moim pokoju?
- Tak jakby? – skrzywiła się nieco, a ton jej głosu zabrzmiał bardziej jak pytanie niż odpowiedź.
- Mamo! – powiedział z wyrzutem.
- Spokojnie, jakoś się ogarniemy – zapewniła. – Poza tym, Ibbie nie sprawia żadnych problemów.
- Ibbie – powtórzył i w tym samym momencie dziewczyna pojawiła się w kuchni.
Zatrzymała się w progu spoglądając najpierw na Anne, po czym przeniosła swój wzrok na Ashtona, który rozłożył się wygodniej na swoim krześle podpierając ramieniem o oparcie krzesła. Zmierzył bezczelnym wzrokiem jej sylwetkę od góry do dołu, na co dziewczyna wyraźnie speszyła się. Jej ciemne włosy opadały po obu stronach ramion, a drobne dłonie chwyciły skrawki białej koszuli ciągnąc ją nieco w dół. O dziwo dziewczyna miała swoje ubrania, co zauważył unosząc znacząco brew. Krótkie szorty odsłaniały jej nogi, a na stopach miała czarne buty do kostek. Widocznie szykowała się do wyjścia. Do umysłu chłopaka napłynęła myśl, że która nastolatka jest gotowa do wyjścia w tak wczesny, sobotni poranek?
- Dzień dobry – przywitała się grzecznie chwytając czarny pasek niewielkiej torebki przewieszonej przez ramię.
- Dzień dobry. Jak się spało? – Zapytał Ashton kładąc ręce na blacie stołu.
- Dobrze.
- Zanim wyjdziesz, zjedzmy razem śniadanie – uprzedziła Anne wyciągając z szafki dżem i nutellę w szklanych słoiczkach.
Ibbie zawiesiła na oparciu krzesła swoją torebkę i zabrała się za pomoc w przygotowywaniu posiłku. Szatyn siedział na swoim miejscu obserwując poczynania obu pań, które wymijały się i co chwile zapełniały stół. Jego uwaga najbardziej skupiała się na dziewczynie, która dzisiaj wydawała się całkiem inną osobą niż wczoraj. Była nieco spięta, o czym świadczyło zbyt energiczne stawianie talerzy na stole. Co chwila zaczesywała włosy do tyłu głowy, aby nie przeszkadzały jej w wykonywanych czynnościach. Starała się unikać kontaktu wzrokowego z chłopakiem i nieco go to bawiło. Kiedy obie zasiadły do stołu, potarł swoje dłonie i zaczął nakładać na swój talerz śniadanie. Kątem oka obserwował, jak dziewczyna chwyta między zęby kawałek pieczywa i w szybkim tempie pochłania swoje dwie kanapki. Podziękowawszy za posiłek odniosła do zlewu swój talerz i żegnając się wyszła na zewnątrz budynku.
- To było chyba najszybsze śniadanie, jakie w życiu widziałem – mruknął do siebie przeżuwając posiłek.
Anne wzruszyła jedynie ramionami i w ciszy dokończyli śniadanie.
- Co zamierzasz dzisiaj robić? – Usłyszał i zastanowił się przez chwilę.
Zdecydowanie chciał zobaczyć, jak miasto zmieniło się po tych dwóch latach jego nieobecności. Dzisiejszy poranek zwiastował naprawdę ciepły dzień i aż szkoda byłoby marnować taką okazję i zostać w domu. Poza tym chciał zobaczyć się ze swoimi starymi znajomymi, z którymi całkowicie zerwał kontakt i nie był pewien, czy dalej są w mieście, czy może już się wyprowadzili. Życie w Los Angeles było całkiem inne niż tutaj. To właśnie dlatego postanowił wyjechać, zaraz po osiągnięciu pełnoletności. Początkowo jego mama nie wyrażała zadowolenia z tego pomysłu. Kto odważyłby się wysłać swoje dziecko za ocean, do całkiem obcego kraju i kontynentu? Pomimo tego, iż wtedy miała rację i tak nie mogła nic zrobić, ponieważ jej syn podjął decyzję i chciał zwiedzić trochę świata. Wtedy tłumaczyła sobie, że chłopak musi się najzwyczajniej w świecie wyszaleć i chociaż na trochę wyrwać się z rodzinnego miasta. Ta chwila trwała niespełna dwa lata i dopiero teraz dotarło do kobiety, jak bardzo cieszy się, że już się skończyła. W głębi duszy miała nadzieję, że chłopak zostanie na dłużej w domu. On najwyraźniej też miał takie plany. Tym bardziej, że życie na własną rękę z czasem stało się męczące i przestało mu sprawiać taką radość, jak na początku.
- Zobaczę, co się dzieje na mieście.
- To dobry pomysł. Spotkałam się ostatnio z mamą Caluma, która oznajmiła, że chłopaki organizują imprezę, z okazji zakończenia roku szkolnego.
- No tak, on kończy teraz szkołę.
Przypomniało mu się, kiedy to trzy lata temu poznał chłopaka, który w szybkim czasie stał się jego najlepszym przyjacielem. Pomimo różnicy wieku dobrze się ze sobą dogadywali i lubili spędzać wspólnie czas. Ciekawiło go, jak potoczyły się jego losy i czy w ogóle chciałby spotkać się z byłym przyjacielem. Z perspektywy czasu, wyjazd Ashtona zaczął wydawać się jemu samemu bardzo egoistycznym czynem. Zostawił tutaj swojego największego przyjaciela i wyjechał spełniając swoje górnolotne marzenia.
- Zadzwoń do niego – zaproponowała Anne i dokończyła sprzątanie naczyń.
***
Przeglądała zdjęcia w swoim aparacie, czekając, aż jej przyjaciółka złoży zamówienie w swojej ulubionej kawiarence. Słońce oblewało jej twarz ciepłymi promieniami, więc na chwilę odwróciła wzrok od wyświetlacza i przymknęła oczy i unosząc głowę. Szkoła zakończyła się nieoficjalnie, a do rozdania świadectw został niespełna tydzień. Ze smutkiem pomyślała, że jedno z największych wydarzeń w jej życiu, nie będzie mogła obchodzić wraz z ojcem. Jej tata był ciągle zapracowany. Często wyjeżdżał w podróże służbowe po całym kraju lub pracował do późna w nocy. Teraz, po raz pierwszy wyjechał na tak długo, ponieważ trzy tygodnie poza domem to zdecydowanie za dużo nie tylko dla Ibbie, ale również dla jej taty. Dziewczyna wiedziała jednak, że chce on jej zapewnić dostateczny standard życia i aby jego jedynej córce nigdy niczego nie brakowało. Jej mama zmarła zaraz po porodzie. Czasami dziewczyna nienawidziła samej siebie, ponieważ gdzieś w podświadomości ukryta była myśl, że to przez nią, kobieta odeszła z tego świata. Nigdy nikomu nie zwierzała się ze swoich tajemnic. Nawet jej najlepsza przyjaciółka wiedziała, że sprawy związane z jej mamą były tematem tabu. Dzień urodzin dziewczyny był dla większości tajemnicą. Po prostu nie umiała go obchodzić, a tym bardziej świętować wiedząc, że jej rodzicielka zmarła w tym samym dniu. Pomimo, iż jej nie znała, czuła, że wiązała je jakaś wieź, która nie pozwalała dziewczynie, ani na moment o niej zapominać.
- Jestem! – Usłyszała nagle głos swojej przyjaciółki nad sobą i podniosła się z wcześniej zajmowanego przez siebie miejsca. - Proszę, dla ciebie pyszna muffinka i gorąca czekolada.
- Dzięki. Rano nie miałam z bardzo możliwości najedzenia się – przyznała odrywając kawałek słodkiej babeczki.
- Żartujesz? Byłaś u mnie zdecydowanie za wcześnie.
Sophie spojrzała na przyjaciółkę badawczym wzrokiem. Uniosła nawet do góry swoje okulary przeciwsłoneczne, aby lepiej przyjrzeć się jej twarzy. Dziewczyna od razu spuściła wzrok zakłopotana.
- Chodzi o panią Irwin? Jest dla ciebie niemiła?
- Nie, nie! – Zaprzeczyła szybko. – Jest w porządku. Bardzo ją lubię, ale tutaj nie chodzi o nią.
- Więc? – Zobaczyła uniesioną lekko brew przyjaciółki i wiedziała już, że dziewczyna na pewno nie odpuści jej złożenia wyjaśnień.
- Po prostu wczoraj przyjechał syn pani Anne. Trochę mi teraz niezręcznie, bo zajęłam jego pokój i w ogóle będę mieszkać przez najbliższe dwa tygodnie z obcą kobietą i całkowicie nieznajomym chłopakiem.
- Czy ten nieznajomy chłopak nie jest kompletnym powodem twojego roztargnienia? – Uniosła znacząco brwi uśmiechając się diabelnie.
- Nie – przeciągnęła swoją wypowiedź. – Nie chcę być dla nikogo ciężarem i byłoby naprawdę dobrze, gdyby tato już wrócił.
- Czyli to o to chodzi – uniosła głowę rozumiejąc już sytuację. – Tęsknisz za nim.
- Trochę – przyznała uśmiechając się nerwowo. – Czuję się mało bezpiecznie.
- Co? Ty czujesz się mało bezpiecznie? – zakpiła – Będziesz tylko mieszkać przez jakiś czas z synem swojej opiekunki. Przecież nie rzuci się na ciebie w nocy, kiedy nikt nie będzie was kontrolować.
- To wcale nie jest śmieszne – odepchnęła ją lekko od siebie.
- To dlaczego widzę ten majaczący na twoich ustach półuśmiech, który oznacza, że ten chłopak najwyraźniej zakrząta teraz twoje myśli swoją osobą. O mój Boże! – krzyknęła zatrzymując się. – Ty myślisz o tym, że teoretycznie mógłby się na ciebie rzucić!
- Przestań, to już nie jest zabawne – zarzuciła jej momentalnie poważniejąc.
- Ładny jest chociaż?
- Nie wiem.
Sophie nie musiała nawet patrzeć na przyjaciółkę, bo wiedzieć, że dziewczyna uśmiecha się.
- To dokąd idziemy? – Zapytała po chwili ciszy.
- Calum, mój znajomy, organizuje dzisiaj imprezę. Zobaczymy, czy nie potrzebuje pomocy.
Przyjaciółka Ibbie jest znana ze swojego bogatego życia towarzyskiego. Sophie jest zdecydowanie bardziej otwarta na relacje w innymi i dużo łatwiej poznaje ludzi. Nic dziwnego, bo dziewczyna jest naprawdę fajną i pozytywną osobą, która jeśli trzeba potrafi obiektywnie ocenić daną sytuację. Co więcej szczerość to jej drugie imię, lecz stara się nigdy nie urazić nikogo swoim zdaniem.
- To nie jest takie trochę wpraszanie się?
- Och przestań. Dostęp ma każdy tegoroczny absolwent, w tym i my.
Zakończenie szkoły dla jednych jest powodem do szczęścia i radości. Czas nauki kończy się bezpowrotnie! Nigdy więcej testów, nerwowych odpytywać, codziennego widoku nielubianych nauczycieli. To sprawia, że każdy uczeń uśmiecha się od ucha do ucha, a jego dni stają się coraz lepsze, ponieważ zbliża się beztroska wolność i dorosłość. Niestety nie dla wszystkich to ważne wydarzenie jest takie optymistyczne. Ibbie dostrzega w nim drugie dno. Wraz z zakończeniem szkoły przeminie czas codziennych spotkań z przyjaciółmi. Każdy uda się w swoją stronę, zacznie nowe życie.. swoje życie. Kilka relacji zatrze się, a co gorsza nawet i rozpadnie. To oczywiście jest nieuniknione. Poza tym dziewczynę przeraża dorosłość. Stojąc teraz przed otwartymi drzwiami na świat, nie ma bladego pojęcia, co chce ze swoim życiem zrobić i jak go w tym świecie prowadzić.
- Dobra, jak uważasz – zgodziła się w końcu, machając jedynie ręką.
Boski afgghgkdd <3
OdpowiedzUsuńJajJaj, znalazłem tego blog dziś i sądzę,że jest niebiański. Idę Czytać dalej! C,;
OdpowiedzUsuń*. * 1rozdzial a ja się juz tak wciągnelam! Czytam dalej<3
OdpowiedzUsuńWow, zaczyna się epicko !
OdpowiedzUsuńLayls